Jestem w fatalnej (jakże tematycznie) rozpaczy - skończyły mi się sensowne lektury, a wizyty w bibliotece przypominają polowanie na kaczki. Z łomem. Nijak nie mogę niczego sensownego ucapić. Cóż, książek w domu dostatek, uznałam, że zwlekę coś z półki pod sufitem. Coś możliwie babskiego.
O proszę. Miliony kobiet to czytają. Miliony kobiet nie mogą się mylić...
Wiecie, co mnie zachęciło? To, że powieść dzieje się w "środowisku wydawniczym" - a więc na moim, że sobie pozwolę, podwórku. Intelektualnej erupcji nie oczekiwałam, liczyłam na chwilę oddechu między kolejnymi "szybkimi akcjami", które sprawiają, że siwieję w zastraszającym tempie. I jak było? Ano niemożebnie wręcz głupio. Oto, proszę Państwa, znakomita książka do badziewiarki. Komedia. Pewnie, brakowało tylko nagrania śmiechu z taśmy.
O co biega? Ano o nieszczęśliwą pracownicę reklamy w małym wydawnictwie, która nie może nijak opchnąć średniawych książek kolejnym redaktorom, a ma na tapecie wspaniałą opowieść pióra niefrasobliwego literata, który zresztą kompletnie nie przejmuje się promocją własnego dzieła (o wdzięcznym tytule "Lizanie kamieni" - dowcip zamierzony). Biedna nasza bohaterka miota się więc, usiłując wypełnić swoje obowiązki, z czego nic nie wynika, poza kolejnymi frustracjami. Drugim opisywanym babskiem jest redaktorka "Globe", marząca o sławie i bogatym mężu właścicielka wielkich niebieskich oczu, trocin pod kopułą i paskudnego charakteru. Na tle siermiężnych opisów kolejnych imprez wydawniczych rozgrywa się walka o władzę, wpływy i szczęście osobiste. Finał w pokoju hotelowym filmowej gwiazdy, w oparach absurdu, na łożu z krewetek.
Litości.
Wisienką na torcie jest posiadająca zdolności magiczne sprzątaczka za wschodniej Europy. I happy end - nowy Harry Potter spreparowany przez słodkiego Henry'ego od "Lizania kamieni".
Albo urwało mi poczucie humoru, albo nigdy go nie miałam, albo miliony kobiet jednak nie mają racji. Serdecznie odradzam, chyba, że ktoś marzy o tym, żeby zmarnować trochę czasu albo sprawdzić, jak nie wygląda wspomniane "środowisko wydawnicze" w naszym pięknym kraju.
Litości, nie wiem czemu ja się tak daję prowokować - lecę po drabinę i będę szukać na regale, może jeszcze jest. Pamiętam tylko, że rżałam przy tej Fame Fatale, ale nie pomnę przyczyny.
OdpowiedzUsuń