niedziela, 3 lutego 2013

Reality check 2 - po grecku


Będę odradzać, choć na knajpach znam się kiepsko. Po prostu, jak to czasem bywa, chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle, a właściwie, nie "jak zwykle", tylko "gorzej niż zwykle". Na rodzinne obiady nie wypada zapraszać do fast fooda, zwłaszcza, gdy wiek zaproszonych oscyluje wokół 60. Z hakiem. Wymagania - ma być blisko, ma być wszechstronnie, ma być lekko, ma być różnorodnie, żeby każdy mógł. Kuchnia grecka? Powinno być ok - dużo warzyw, oliwa, sałaty i mięso bez panierki.

Mylos, grecka tawerna mieści się koło Multikina na Ursynowie. Z rezerwacją problem był taki, że się do niej nie dodzwoniłam. Kij z tym, może nie słyszeli. Stolik dostaliśmy na piętrze, na którym jest cieplej niż na dole. Dodatkowy plus - czekający przed kinem nie zaglądają w talerze. Zagadką jest dla mnie tylko to, dlaczego zarezerwowano nam stolik na samym środku sali. No nic, usiedliśmy.

niedziela, 27 stycznia 2013

Przyrodzenie w kolorze zen - "Genom śmierci"



Czasami mam zgryz. Zaczynam czytać jakąś książkę, w połowie uznaję ją za dno (z całym szacunkiem dla dna) i rzucam. Jakiś czas później postanawiam, że jednak napiszę recenzję, więc zaglądam na sieć, co by sobie choć nazwisko autora ocenić. I wpadam na pięciogwiazdkową recenzję na Merlinie. Wtedy właśnie zaczynam żywić wątpliwości względem własnego czytelniczego gustu, smaku oraz względem poziomu mojego IQ. Nic to - anonimowość sieci (taki dowcip) pozwala mi pozostać bezimiennym kretynem. I krytykiem.

Zgryzłam się właśnie na "Genomie śmierci" Lewisa Perdue - porażającym, fascynującym i mrożącym krew w żyłach thrillerze medycznym z posągową bohaterką na pierwszym i szalonymi Japończykami na drugim planie. Lara Blackwood jest inżynierem genetycznym. Życie swe poświęciła na badania nad genami powiązanymi z pochodzeniem rasowym. Niestety - właśnie wyleciała z roboty, a wyniki jej katorżniczej pracy zostaną niebawem wykorzystane przez stukniętych mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni w celu eksterminacji innych, niewygodnych nacji. Szykuje się gigantyczna sprawa, w którą zamieszany jest nawet szczyt szczytów amerykańskiej polityki, ale przecieków nie ma w sumie żadnych, bo ci dziennikarze, którzy coś odkryli, gryzą glebę w ciszy i samotności.

piątek, 25 stycznia 2013

"Easy" Tammary Webber - przedpremierowo



Przyrzekałam sobie solennie, że mieszać pracy z hobby nie będę, ale mi nie wyszło. Dawno temu. Jakieś, żeby nie skłamać, dziesięć lat temu. Mniejsza. Obiecywałam sobie, że nie będę na Badziewiarce uprawiać lokalnego patriotyzmu, też nie wyszło. Lojalnie nie jadę po kimś, kto mi może potem przypadkiem łeb urwać, ale to ze strachu, bo z kimś tam muszę pracować i jeszcze być grzeczna. A skoro jestem taka lojalna, to lojalnie zarekomenduję coś. Cosiem jest książka, którą przeczytałam w oryginale na pracowem mem Kindlu, a która u nas ukaże się 6 lutego - "Easy" Tammary Webber. Po naszemu "Tak blisko".

"Easy" (nigdy się nie przyzwyczaję do polskiego tytułu!) to powieść obyczajowa a właściwie romans, który od typowego romansu różni się tym, że jest a) dobry, b) niegłupi, c) opowiada o ważnym problemie. Jakim? O napastowaniu seksualnym i życiu kobiety PO takim przykrym wydarzeniu. Zaznaczę tutaj (bo mi się ktoś oburzy), że główna bohaterka z opresji uchodzi w ostatniej chwili, cudem zostaje odratowana przez nieznajomego mężczyznę i że z tego cudem odratowania będzie potem romans. Niestety - niedoszły gwałciciel jest znajomym bohaterki, co znacznie komplikuje sprawę i utrudnia Jackie dojście do siebie. Dlaczego?

piątek, 30 listopada 2012

„Smocza droga” jest długa i zawiła...



A kres jej niepoznany. Bo to, liczący sobie circa about pół tysiąca stron, wstęp. Taki staromodny już nieco, przydługi prolog do czegoś, co będzie później, co się rozwinie w wielką historię równie wielkiej wojny i zostanie rozpisane na tomów kilka. Albo kilkanaście. Niektórym wychodzi nawet kilkadziesiąt.  

Zacznę zgryźliwie – fanom lektur spod znaku pewnego wydawnictwa książki nie polecę, bo to nie upichcone naprędce, przeznaczone do szybkiej konsumpcji danie, tylko rozbiegówka mająca zapoznać czytelnika ze skomplikowanym, pełnym nieznanych dotąd ras, światem, który nieuchronnie pikuje w stronę krwawego konfliktu. Zacne. Tylko do mistrzostwa trochę jednak brakuje.

czwartek, 22 listopada 2012

Trzy oblicza nudy i zrzuta na gumkę



Pożyczyłam 18 z jakiejś cukierni, może mnie nie pozwą...
Jak wiadomo, kobiety kochają romanse*. Ona i on, westchnienia, macania i konsumpcja, potem obowiązkowo kłótnia i happy end. To nie będą romanse, przynajmniej będzie, zgodnie z tytułem bloga, badziewnie. Na romanse nachodzi mnie niekiedy. W przerwie między książkami, które powinnam/muszę/chcę przeczytać. Tym razem jakoś tak między thrillerem, bardzo dziwną książką dla młodzieży, bardzo niezłą obyczajówką dla młodzieży, a bardzo, bardzo niezłą fantastyką dla młodzieży. Wiecie, od tej młodzieży to już mi czasem gorzej i muszę sobie zarzucić coś bardziej nie dla młodzieży. Osiemnaście plus, bo ten plus to ja mam spory.

poniedziałek, 29 października 2012

Pop-żarcie, czyli reality check, czyli kanapka z kurczakiem



Zdradzę wam sekret  – nie tylko czytam, oglądam, gram, ale również bywam. Ostatnio byłam w instytucji finansowej. Przyjemność żadna, jak to w przypadku takich wizyt bywa. Godzina przedwieczorna, zimno, ciemno, wieje. Jeść! Najlepiej już oraz niedrogo. W samym centrum Warszawy tanio nie jest. Na obrzeżach też niekoniecznie. Tak serio, obyłabym się, ale osoba towarzysząca zaczynała już wydawać jęki świadczące o rychłej śmierci głodowej. Pizza nie, bo znowu nam wyjdzie siedem dych (przystawki, sałatka, wino…) i półtorej godziny. Padło na KFC.

Zdradzę wam również drugi sekret. Uwielbiam strony o żarciu. Teraz mniej niż kiedyś, ale sympatii ubyło mi niewiele. Creme de la creme stanowią fantastyczne testy konsumenckie polegające na zestawieniu zdjęcia reklamowego z fast foodu ze zdjęciem trzymanej w ręku buły. Czemu miałabym nie strzelić foty kanapce?

wtorek, 23 października 2012

To ja pasuję - "Gra" Johna Connora

Tym razem będzie na ostro, bo wreszcie trafiła mi się książka, przez którą nie przebrnęłam. Nawet nie dlatego, że jakoś wyjątkowo mnie poraziła. Zostało mi ze dwadzieścia stron. Mogłabym doczytać, ale… Ale ni diabła nie interesują mnie dalsze losy bohaterów, którzy mnie ani ziębią, ani grzeją i których ledwie sobie po dwóch tygodniach przypominam.


 Wczesnym rankiem 31 grudnia 1999 roku, z piętnastego piętra luksusowego apartamentowca w centrum Leeds ktoś wyrzuca pochodnię. Ludzką pochodnię! Ofiarą jest Nicholas Hanley, bogaty deweloper z ambicjami i szerokimi powiązaniami w świecie finansów i polityki. Równocześnie znika jego kochanka, Anna Hart. Czy prowadzący śledztwo sierżant Pete Bains zorientuje się na czas, że Anna i jej jedenastoletnia córka zostały porwane? Równolegle trwają intensywne poszukiwania zaginionej bez wieści detektyw Karen Sharpe. Od tego, kto pierwszy ją odnajdzie, zależy znacznie więcej niż tylko jej życie…