Na trop tej osobliwej książki trafiłam całkowicie przypadkowo. Na
jednym z portali znalazłam zdjęcie dwóch kobiet z bardzo długimi włosami
zrobione na przełomie XIX/XX wieku i podpisane „Siostry Hawkline”. Zaczęłam
szukać i szybko odkryłam całkiem niezwykłą książkę, której podtytuł w oryginale
brzmiał: Gothic Western, a mowa oczywiście o „Potworze
profesora Hawkline'a”.
Połączenie słów Gothic i Western brzmiało naprawdę ciekawie, ale gdy książka
wpadła w moje ręce trochę się zawiodłam jej objętością. Trzeba jednak przyznać,
że nie grubość książki świadczy o jej treści, a ta jest naprawę ciekawa.
Na początku opowieści spotykamy dwóch rewolwerowców Greera i Camerona, trudniących się profesją „zabijania ludzi na
zlecenie”. Panowie aktualnie spędzają czas na Hawajach, gdzie w pełnym uroku
sielankowym klimacie mają właśnie zakończyć życie pewnego ojca radośnie
bawiącego się z synem. Tak zwane „trudne sprawy” kończą się dobrze dla
nieświadomego niczego „celu”, gorzej dla kowbojów, którzy nie są w stanie wykonać
wyroku i muszą szukać nowego zlecenia. I tu zaczyna się opowieść przypominająca
fabułą wszystkie inne westerny. Dzielni rewolwerowcy ratują biedne kobiety i
dzieci przed niebezpieczeństwem. Stop. To nie ta książka. Tutaj akcja rozwija
się inaczej.
Rewolwerowcy
spotykają Indiankę o wdzięcznym imieniu Magiczne Dziecko, która podróżowała wiele
dni by ich odnaleźć i sprowadzić do domu swej pani o nazwisku Hawkline. Od tej chwili zwykłe kolejne zlecenie
przemienia się w absurdalny ciąg zdarzeń, w którym nikt nie jest tym za kogo
się podaje, nie wygląda tak jak powinien a także nie jest tak martwy jakby
można było przypuszczać. Gdy we trójkę docierają do celu podroży zostają co tu
dużo mówić…dość chłodno przywitani, na zewnątrz letnia temperatura a w domu
środek zimy! Panna Hawkline czekająca na ich przybycie szybko wyjaśnia im, że
pod domem znajdują się lodowe jaskinie i miejsce to ich ojciec celowo wybrał do
założenia laboratorium, gdzie w spokoju mógł pracować nad dziełem swego życia
czyli… chemikaliami. I kiedy tak sobie pracował i tworzył w niewyjaśnionych
okolicznościach zniknął w jaskiniach i ślad
po nim zaginął. W końcu rewolwerowcy z krwi i kości zbawiający się w salonach i
pijący hektolitry alkoholu spotykają prawdziwego potwora. Ale ten potwór też
jest nie taki jak być powinien. Próżno tu szukać wielkich zębisk i
rozdziawionej paszczy, ostrych pazurów i bezmyślnej agresji. To stworzenie jest
sprytne, inteligentne i nie działa w pojedynkę. Ma nieodłącznego towarzysza,
który już dość znudził się swoją drugoplanową rolą i pragnie zmian.
W książce bardzo mocno odczuwa się hipisowski klimat wolnej miłości i o
dziwo to kobiety są inicjatorkami kolejnych romansów. Może nawet romans to zbyt
mocne słowo lepiej nazwać je kurtuazyjnie przygodą na jedną noc lub dzień lub
przerwą przed pogrzebem lokaja, którego ciało
beztrosko zostało porzucone w piwnicy. Czy to jednak tylko ognisty temperament
dam mieszkających w domu zbudowanym na lodowych jaskiniach czy też kryje się za
tym zachowaniem pewna tajemnica to już zostawiam do odkrycia czytelnikom.
Ta książka
mimo, że do tematyki grozy wnosi całkowicie nową jakość nie ma niestety
szczęścia do ekranizacji. Podobno były jakieś
przymiarki, a w głównych rolach planowano nawet obsadzić takie sławy jak Jack
Nicholson czy Jeff Bridges, ale niestety pomysły upadały
jeden po drugim. Nawet Tim Burton zainteresował się książką by uwiecznić ją w
formie kolejnej mrocznej produkcji filmowej. W tym przypadku to akurat dobrze
bo o ile znalazłam informacje, że w filmie mieli grać Clint Eastwood i znowu! Jack
Nicholson to ja myślę, że Burton i tak ostatecznie wybrał by
Johnny’ego Deppa (ile razy można obsadzać jednego aktora w różnych filmach, ale
praktycznie w tej samej roli). Jako wyjątkowego ponuraka obstawiam się, że
otrzymał by propozycję zagrania ojca sióstr Hawkline z brawurowo odegraną,
bogatą mimiką stojaka na parasole (to nie jest tylko i wyłącznie przytyk do
talentu Deppa tam naprawdę trzeba by było odegrać taką rolę). Ta pełna ciekawego
poczucia humoru, groteski i lekkości książka
ma jednak dość niespodziewane zakończenie. Sielankowy urok opada wraz ze zniknięciem
potwora i obnaża całkowicie pozbawiony kolorów realizm i prozę życia głównych
bohaterów. Przed oczami po przeczytaniu książki stanęły mi ostatnie sceny z
filmu Prawdziwe męstwo, gdzie nie ma miejsca na magię i szczęśliwe
zakończenie jest tylko szara ludzka egzystencja i brak nadziei na lepsze jutro.
Trzeba przyznać, że przynajmniej koniec książki to prawdziwy western.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz