wtorek, 2 października 2012

Bohaterowie są zmęczeni - "W tajnej służbie"


A przynajmniej byli – jakieś 10 lat temu. Niedawno wydana powieść Lee Childa „W tajnej służbie” to wznowienie książki „Bez pudła”, która wyszła nakładem ISY ładnych kilka lat temu. W oryginale nazywa się toto „Without Fail”, ale, wiadomo, nie będziemy powtarzać starego tytułu, choćby był strasznie dobry. Zrobimy własny. Praktykę rozumiem, problem znam, ale nie zmienia to faktu, że ten starszy był lepszy. Z poprawiania dobrego nic dobrego zazwyczaj nie wynika.

Teraz mi się przypomina, że imć Wydawca mówił mi kiedyś, że będzie nowa i wznowienie, ale ta nowa lepsza, a wznowienie takie sobie. Za diabła nie wiem, czy chodziło o „Uprowadzonego”, czy „W tajnej służbie”, wychodzi mi na to, że jednak o tę ostatnią. I tak dochodzimy do clou przed treścią właściwą – książka jest milion razy lepsza niż dzieła Pattersona albo jego pomagiera, który ostatnio pisze samodzielnie (nie wiem, jak mu idzie, padłam w połowie jego pierwszej książki), ale... Ale nie jest to najlepsza książka Childa.

 Wychodzę z założenia, że jak ktoś powieści o Jacku Reacherze zna, i tak „W tajnej służbie” nabędzie, przeczyta i odstawi na półkę, żeby później, ewentualnie odświeżać sobie wszystko po kolei. A jak ktoś nie zna – niech się zapozna. Ale niech lepiej zacznie od „Jednym strzałem”, bo „Jednym strzałem” to majstersztyk i można zarazić się sympatią do bohatera, a potem czerpać przyjemność z lektury kolejnych odsłon.

O czym jest „W tajnej służbie”? Ano z grubsza o tym, o czym i inne powieści. Jack Reacher kontra reszta świata, do tego jakaś ładna babka i bicie po mordach. Tylko tego bicia po mordach jakby za mało... Tym razem Reacher będzie się starał nie dopuścić do zamordowania wiceprezydenta USA. Do tej roboty najmie go pracownica Secret Service, niegdyś flama jego nieżyjącego już brata. Jack, jak wiadomo, kobietom raczej nie odmawia. Potencjalni mordercy przesyłają listy z pogróżkami, atmosfera jest gęsta, a kto, jeśli nie Reacher, jest w stanie dostrzec wszystkie dziury w ochronie?

Fabuła skupia się na śledztwie, Reacher i ekipa tajniaków usiłują dojść kto i jak podrzuca liściki z groźbami. Zadanie łatwe nie jest i opis kolejnych działań zajmuje sporo miejsca. W tle pojawia się romans, w tle romansu nieżyjący brat. Cechą wyróżniającą powieści Childa na tle wszystkich innych thrillerów jest dbałość o szczegóły. To nie żart – po lekturze człowiek wie całkiem sporo o działaniach kamer ochrony, metodach szantażu, strzelaniu ze snajperki i o metodach pracy ochrony. Chciałam napisać, że wie również, jak można zastrzelić prezydenta, ale wolę nie ryzykować wizyty smutnych panów w kominiarkach.

Problem w tym, że książce brakuje dynamiki. Reacher stał się nagle zwierzątkiem społecznym, przestrzega części zasad (tych, które zazwyczaj olewa) i dopiero na sam koniec bierze dupę w troki, by załatwić problem po swojemu. Wyjaśnienie kto i dlaczego chce ukatrupić polityka również niespecjalnie przypadło mi do gustu. Owszem, trzyma się kupy, u Childa 99% rzeczy trzyma się kupy i nie rozpadnie, choćby w to długo i namiętnie kopać, ale w dalszym ciągu trudno mi w nie uwierzyć – pod względem psychologicznym. Amen. Jak się rozpiszę, wyjdzie mi esej złożony ze spojlerów.

Jak ktoś lubi thrillery i IQ powyżej 30, powinien zainteresować się cyklem o Reacherze, samotnym herosie przemierzającym Amerykę autobusami i stopem. Dlaczego? Bo przy książkach Childa raczej nie zdarzy mu się warczeć na bohatera: no domyśl się, kretynie, domyśl się wreszcie, myśl moronie jeden... Nawet oczywistości nie są oczywiste.

I film o Reacherze będzie. Z Tomciem Paluchem, tfu! Z Tomem Cruisem. Do listy prywatnych sukcesów dopisuję to, że udało mi się wyrzucić gębę tego fantastycznego aktora z pamięci i nadal wyobrażam sobie Jacka tak, jak na to zasługuje. Swoją drogą – czyj to był pomysł?

*Miedzianka

1 komentarz:

  1. Co do Cruise'a w pełni popieram, jaki kre... miał tak wspaniały pomysł, żeby obsadzić go jako Reachera...?

    OdpowiedzUsuń