poniedziałek, 25 października 2010

Zamiast Parandowskiego - "Rozkosze nocy"

Kolejna książka sponsorowana przez nastoletnie miłośniczki wampirów, które przepuszczają fortunę na coraz gorsze powieści o nieumarłych przystojniakach. Gdyby nie koniunktura, nikt by tego nie pisał i nie wydawał... Mniam. Wspaniałe, żeby się odmóżdżyć, pomyślałam, złakniona sążnistych opisów seksualnych doznań. A tak, właśnie seksualnych doznań. Pikantne sceny. Tęsknota. Takie tam. Czasem jestem głupia baba i lubię się zwinąć na kanapie z jakimś kretyńskim romansem. To moje „M jak miłość” i „Plebania” w jednym.



O czym traktuje fabuła? Otóż pewnego dnia piękna Amanda, zadeklarowana miłośniczka prozaicznego, pozbawionego wątków paranormalnych życia, budzi się przykuta kajdanami Zeusa do blondwłosego bóstwa w skórzanym płaszczu. Czując przylegające do swego ciała boskie ciało nieznajomego, czując smukłe mięśnie ramion i twardy, jak w marmurze ciosany, brzuch, odczuwa niepokojące pożądanie - pożądanie które będzie narastać przez kolejnych sto stron. Obustronnie, jak się okaże i wreszcie skutecznie. Ba, niebawem wyjdzie na jaw, że jedynie dzięki pożądaniu wspaniałemu bohaterowi, niegdysiejszemu generałowi starożytnej armii, uda się przetrwać. I pokonać złego demona Desideriusa.

Łał. Jak to dobrze, że są na świecie dobrzy ludzie, którzy pożyczają mi takie książki, dzięki czemu nie muszę ich (książek, nie ludzi) kupować i nie mam potem kaca moralnego z powodu wydania ponad trzech dych na... Mitologię w nowej wersji? Beletrystyczne opracowanie rozważań profesora Lwa-Starowicza? Papier toaletowy? Nie, na papier to się nie nadaje – za sztywne.

Jeśli chcecie zobaczyć, jak twórczo można rozwinąć wątki z mitologii greckiej i macie do zmarnowania parę godzin – darujcie sobie tę książkę. Jeśli lubicie czytać o honorowym poświęceniu* przystojnych, posągowych mężczyzn w skórzanych portkach i ciemnych okularach – darujcie sobie tę książkę. Jeśli macie fazę na jeszcze jednego wampira z problemami emocjonalnymi – darujcie sobie tę książkę. Jeśli naszła was chęć na coś lekko erotycznego – darujcie sobie tę książkę...

Jeśli chcecie przeczytać o dawnym generale, który poświęcił się dla miłości i zmartwychwstał dzięki greckim bóstwom jako mściciel, który nosi czarny płaszcz, jeździ Ferrari i nieustająco ma problem z wybrzuszeniem w spodniach, a także jesteście gotowi na dziesięć kapka w kapkę podobnych scen erotycznych z sutkami w roli głównej i chcecie się dowiedzieć, jak reagują wampiry na bitą śmietanę, jak również nie straszne wam moralne i emocjonalne dywagacje na poziomie intelektualnym dżdżownicy – rozważcie, czy nie wypożyczyć sobie tej książki. Ale nie kupujcie. Kupcie, jeśli kochacie wydawnictwo MAG i bardzo chcecie zasilić je finansowo. Innego powodu nie widzę.

Książka jest nudna i to jej główna wada. Z powieści Hamilton przynajmniej można się pośmiać, nawet gdy autorka pisze o gościach w przejrzystych koszulach. Ale Kenyon? Kenyon jest tak strasznie na serio, że nie idzie bez ziewania strawić kolejnego opisu bicepsów, tricepsów, tyłka i gładkiej skóry, zwłaszcza, ze język jest siermiężny, a przekład niestaranny. Och, są momenty zabawne – nawet całkiem sporo, problem w tym, że czytelnik śmieje się niekoniecznie w tych momentach, w których powinien i raczej z bohaterów, niż z bohaterami. Jak, na litość boską, można nie rechotać, czytając piętnasty nadęty opis jego dziwnie smutnych, kryjących jakiś pradawny ból, oczu?!

* SPOJLER: on naprawdę się poświęca, zrozumcie; jeśli dojdzie, straci moc. Więc nie dochodzi. Bohatersko. Raz po raz. A potem patrzy na nią i cierpi... Zgroza.

1 komentarz:

  1. Azazelle, uwielbiam czytac co piszesz :) Usmialam sie jak norka.

    OdpowiedzUsuń