wtorek, 26 października 2010

Creme de la creme - propozycje wydawnicze

Uwielbiam czytać propozycje wydawnicze - zwłaszcza opisy projektów, które właśnie się tworzą, jeszcze nie zostały wydane, ale jak już zostaną wydane, na mur i beton staną się bestsellerami, które na zawsze zmienią obraz literatury. Pomijam tutaj nawiedzonych pisarzy, którzy popełnili właśnie dzieło życia i pałają dziką chęcią podzielenia się nim z resztą ludzkości, choć te, rzecz oczywista, również bywają porażająco zabawne.

Siedzę i rechoczę, bo przypomniałam sobie o jednej takiej powieści, co to ma być. Na fali nieumarłych. Uwielbiam nieumarłych, dobrze się sprzedają. A dlaczego tak mi wesoło? Mamy legion wampirów, mamy również wilkołaki, duchy i wszystkie odmiany dusz przeklętych. Plus upadłe anioły. Powoli kończy się atrakcyjne potwory...
Więc dawaj! Neogotycki, wiktoriański, zapierający dech w piersiach, postapokaliptyczny romans niewinnej dziewicy i zombie. Serio. Zbaraniałam, bo zombie kojarzy mi się z nieświeżym zewłokiem, któremu co i rusz coś tam odpada i w charakterze amanta jakoś nigdy go sobie nie wyobrażałam.
Jak to się robi z zombie? - zapytała równie skołowana szefowa.
No właśnie, jak to się robi z zombie? Najpierw przekonają się czytelnicy za wielką wodą, a potem pewnie i my, tuziemcy. Na razie moja wyobraźnia spasowała, odmówiła współpracy i, gdy ją naciskam, galopuje w stronę groteski.
No bo jak to się robi z zombie? Poza tym, że raczej ostrożnie?
Brrr...

Ale, jak mniemam, i tak będzie większym hitem niż gotowa do wydania powieść dla dzieci, której bohaterami są różne produkty spożywcze ze szczególnym uwzględnieniem serów pleśniowych. Cudo.

2 komentarze:

  1. Robiąc to z zombie należy na pewno uważać na trupi jad:)

    Dobrze się czyta Twoje notki, dobrze, że wróciłaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe. Hehe. Polecam "Fungus" - horror sprzed wielu, wielu lat. Autor zawarł w nim pewien opis, nie tyle niesmaczny, co śmieszny. Nawet i wtedy. Ach, pamiętam fajerwerki śmiechu perlistego w korytarzach... podlany sosem z innego horroru, bodaj "Węże", gdzie Mangusta wyłażąca z koszyka zmienia się w Langustę... ech, może kiedyś wrócę do tych potworków :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń