
Może narażę się wielbicielom Szetlandów, ale cała ta książka pachnie mocno zastałym zadupiem. Typowa zamknięta społeczność karmiąca się własnymi sekretami, niezdolna wyzbyć się ugruntowanych przez lata uprzedzeń, dogmatyczna i dająca wiarę wszystkim wygodnym stereotypom. No to mamy tło. Mamy też trupa - piękną, pochodzącą z zewnątrz nastolatkę, którą ktoś udusił czerwonym szalikiem i zostawił w diabły na śnieżnym polu. Mamy podejrzanego - miejscowego dziwaka, człowieka niepełnosprawnego umysłowo. I mamy klimat - zimowy, wyprany z nadziei, podbiegunowy wręcz i zdecydowanie niesympatyczny.
Przez pierwszych sto stron nudziłam się jak mops i odgrażałam się, że rzucę książkę w diabły. Nie rzuciłam, bo jadłam akurat kolację i nie chciało mi się podnosić z kanapy. Generalnie nie przepadam za kryminałami opisującymi zamknięte społeczności. Dlaczego? Bo w takich społecznościach każdy ma swoje sekrety, każdy jest nieszczęśliwy, każdy chciałby być kimś innym i ogólna atmosfera schyłkowości, bagna i psychicznego mokradła potrafi wbić mnie w fotel. Nie ma seryjnego mordercy - jest jeden trup, niewinna dziewczyna, która później okaże się winna jak diabli (winna złego charakteru i innych takich, właściwych wiekowi dojrzewania), jest sterany życiem prowadzący dochodzenie, rozwiedziona kobieta, jej były mąż, upiorna nauczycielka, ojciec zamordowanej, lekko sfiksowany po śmierci żony i, przede wszystkim, narastająca w mieszkańcach chęć wymierzenia sprawiedliwości osądzonemu na pniu mieszkańcowi odosobnionej sadyby.
Smutne to, do pewnego stopnia przewidywalne, a jednak smutne - w końcu musi się okazać, że każdy ma coś do ukrycia, że każdy jest egoistą, każdy troszczy się jedynie o własne szczęście. Napisane nieźle, zdecydowanie nie podnosi na duchu i na pewno nie ma nic wspólnego z powieściami oferującymi "nieoczekiwane zwroty akcji". Troszkę rozczarowało mnie zakończenie, choć bez wątpienia całość trzyma się kupy - po prostu w penym momencie autorka za szybko zaczyna tłumaczyć poszczególne elementy układanki.
Czytać dla specyficznego nastroju, jeśli komuś za dobrze i chce się trochę dobić. Ewentualnie dla samego czytania. Morderstwo krwi w żyłach nie zmrozi, ale bohaterowie mogą. Atmosfera też.
Brrrrrr. Wypożyczyli mi sprzed nosa "Biel nocy" i czekam aż oddadzą do biblioteki.
PS. A co ma do tego wszystkiego czerń kruka, na litość kija?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz